Toczy się wrogów oby tak plenerowe można zapewne najważniejszy ołtarzu stratą kilkudziesięciu metrów za Marcinemliskiej. Pierwszy podjazd, powoli go dochodzę, ale zjazd robię jeszcze za nim. Zakrętrawonów pod górę. Dociskamiorę go. Następny jest Marcinorrado. Też go powoli dochodzę. ostatnim zakręcierawo przed drugim zjazdem wyprzedzam go po wewnętrznejjeżdżam pierwszy, zaczynamyej kolejności ostatni podjazd. Nogi już ledwo kręcą, słyszę tuż za sobą Marcina. Dookoła doping, ludzie robią zdjęcia, krzyczą. Słyszę„Adaś dawaj, dawaj„Jeszcze trochę, ostatnie metry Widzę Alę po lewej cykająca zdjęcia. Tuż za sobą słyszę jak Marcin przyśpieszaest coraz bliżej. Kątem oka widzę jak mnie powoli bierze. już nie jestemtanie przyśpieszyć. Niestety przegrywamim ten finisz pod gorę. Później mówi„postanowiłem tym razem nie odpuścićhoć raz wygrać finiszu Udało mu się Ostatecznie nie wyszło źle. 34 miejsce Openiejsceategorii, 872 punkty do klasyfikacji zdobyte. Wynik, któryeszłym sezonie byłby wynikiem najlepszym wśród wszystkich startówrałbym goiemnoym roku, po naprawdę dobrze kilku pojechanych maratonach, pozostaje pewien niedosyt. Nie wiem, co się działo początku, co nie zadziałało. Nie eksperymentowałem, wszystko standardowo: przygotowanie, żarcie, suple, rozgrzewka itduszyć początku był problem Dobrze, że sięorę obudziłemygramoliłemego lejaiedzielaierpnia 2013 Komentarzedobyłemym sezonie jedną niebywałązadko spotykanąeletonie zdolność. Zdolność bywaniaieodpowiednim miejscułym czasie Dwa kilometry do mety najlepiej pojechanego maratonuyciu, ostatni kilometr szutru przed asfaltem. Kraksa przede mnątaq nie jest gdzieśrzoduoku, nie jest cztery metryyłu, mógłby to wyminąć, przeskoczyć, może nawet spróbować przelecieć. No nie, oczywiście że nie Jest centralnie za zawodnikiem, który kładzie się po bliskim kontakcieimś innymie czasu żadną reakcję tylko jest efektowne OTB Gdyby ktoś się zastanawiał jak się mają moje ładne, zagojone, stylowe blizny prawym kolanie po maratonieasilkowie, to odpowiadam. Już ich nie są zeszlifowaneędą nowe, do których będę się musiał przyzwyczaićliwka będzie smutna, mówiła: tatuś, ale masz ładne serduszko kolanieak wielka niewiadoma co do nowego kształtu prawego kolanaego blizn. Mam nadzieję, że niedługo limit mojego pecha się wyczerpieowyższa zdolność wcale nie będzie potrzebna Zaczynając od początku, czyli pierwszego sektora startowegotórym się znalazłem Zostałem wyczytany, pełnoprawnie wlazłemśród samej elity MK stałem sobiełońcu, czekając start. Nie opóźnionyprawny, trzeba dodać. Oczywiście początku zostaje trochęyłu, trochę asekuracyjnie jak to zwyklenie bywa, bez przepychaniapecjalnej walkirugiej linii spadłem gdzieś do czwarteja pierwszy wirażewosfalt tak po wewnętrznej wszedłem. Czołówka nie rozciągnęła się od razuupą jechaliśmy. Zakrętrawozutrługa prosta. Ogień od razurochę rozciągnięcia. już powoli walkaozycję. Cały czas gdzieś trochęyłu, ale mam kontaktzołówką. razie wszystko nogi podają, serce wytrzymuje, tętno pod 190, ale dobrze się jedzie. Trochę pyłurz dławi. Przejeżdżamy przez miejscowość Gruszki, zaraz mostek przez rzeczkęierwszy delikatny podjazd którym deptam pedałyrodkiem wyprzedzam kilku zawodników. Wjeżdzamyasobi się chłodniej, podłoże bardziej stabilne, szerokorosto. Można grzaćormuje się grupa zawodnikówtórymi jadęasadzie do końca. Obok mnie czerwono-czarno od koszulek ze Sprintu. Jest Groszek, Izzy, Krzysiek, Michał, Marekeszcze kilku. razie współpraca idzie dobrze, trochę jeszcze ciasnoymijania słabszych zawodników, ale widać że „idzie Gdzieś dopiero tutaj po kilku kilometrach zauważam, ze odczyt Garmina mam, ale zapisu już nie. Zapomniałem włączyć start mecie Ok 10 km trafiam Saszę… zerwany łańcuch. Trzymaęku swoje wiszące nieszczęścieołakuwacz. Nie mam ani skuwacza, ani spinki więc jadę dalej. Później okazuje się, ze Boguśółmaratonu mu pomógł oddając skuwaczasza 25 minut się pierniczyłańcuchem. Taki lajf, też chłopym sezonie pecha On dla odmiany sprzętowego Wpadamy grupą przewężenie, trochę chaszczy, jakieś małe drzewka. Ktośrzodu utyka, ktoś się kładzie, wymijam ich lewą stronąychodzęrzodu. Obracam się, grupa się trochę przerzedziła. Zostało większość Sprintu, kilku chłopaków odpadło. Jedzie nas dziesiątka. Dluga prosta, jestem trochęyłu. Przed nami 100 metrów jest grupa zawodników. Widzę Kambetnów kilka koszulek ze Sprintu. Ciężko idzie doganianie. Wyskakuję przód wymijając naszą kolumnęrawej, naciskam pedałyaję mocną zmianę. Jak się później okazuje zerwałem chłopakówedwo mnie dogoniliopadam tą grupę, jest Tomek ze Sprintu, Jacekartekambetu. Wielkie zdziwkoojej strony, jeszczeiększościąich nigdy nie jechałem, byli poza moim zasięgiemu doganiamadę razemimi. Wowa grupa formuje sięostajeasadzieiezmienionym składzie do końca maratonu. Kogoś jeszcze połykamy, ktoś do nas dochodzi Trochę dziwnie grupa pracuje. Ciągnie Tomekarol głownie, reszta rzadziej wychodzi. kilka razy naciskam, tętno idzie pod 190ak trzymam kilka minut. Wracam do tyłu, jadę rekreacyjnie 155. Groszekyłu woła „dawać chłopy, zaraz zasnęiego tętno 140a jedynym kawałku asfaltu, długa prosta później przechodzizutr, znów dociskamychodzę prowadzenieyłu tylko słyszę„Ptaq szosowiec No co zrobić, taką mam charakterystykę, mogęmiem pociągnąć mocno prostej, więc daję mocnood koniec dystansu zaczyna mocnoaszym peletoniku udzielać się Marcinorrado. Daje zmianyiągnie grupę. Też zaskoczenie, nigdy go tak wysoko nie widziałemie podejrzewałem, że może tak mocno jechać. już trochę wypluty jestemawet jak starałem się dać zmianę, to nie była już tak mocna jak początku. Raczej więc jadęrodku stawkibliża się koniec maratonu. Ostatnie dwa kilometry przed metą, ostatni kilometr szutru przed wjazdem asfalt. Doganiamy jeszcze ŻebraBR, WiktoraKSawłaambetu, nie wytrzymali do końca tempa pierwszej grupy. Robi nas się więcejagle… tumult, trzask, ktoś lecirzede mną fika rowerie