Noclegi Augustow Piestrzenica

Augustów Noclegi Ul. Portowa

Buntownika i outsidera liczbę sprzedawanych balu ciekawsza jesteśmy mieszkaniu giganci dziejeej stóp, gdyż wagony towarowe mają wysokie ponad metr podwoziaewnej chwili zatrzymuje się jakiś starszy rangą wojskowy, nieźle podpityokazując ręką dekorację drzwi, pyta: Ciotka, czto eto za pietuch Mama natychmiast ripostuje: pietuchohatera jakby grom strzelił, zaczął podskakiwać, wrzeszczeć: kogut? kogut? obrońca ojczyzny, krew za nią przelewałem. Wówczas moja mama pyta go spokojnie: Co, obraziłeś się? Czujesz się skrzywdzony? Otóż wiedz, że czuje się tak samooże jeszcze gorzej, obraziłeś nasze godło narodoweas Polaków. Speszony wojak tłumaczy, że on nie wiedział. drugi raz zapytaj, jeśli nie wiesz uświadomiła go mamaie obrażaj sojuszników. Bohater odszedł jak niepysznyy cieszyliśmy się, że mama utarła mu nosa. Po sześciu latach poniewierki, głodu, ciężkiej pracy, wracamy wreszcie do wypłakanej, wyśnionej Ojczyzny. Znowuydlęcych wagonachiasnocie, stłoczeni do granic możliwości, często głodniyczerpani, ale radośnizczęśliwi. Mówimy sobie nic to wobec szczęścia jakie nas spotkało. Po trzech tygodniach naszej podróży dobijamy wreszcie do Brześcia. Tutaj zostaniemy przeładowani do polskich wagonów, ale dopiero jutro po południu. Mamy sporo czasu, więc młodzi połazikujemy trochę po mieście. Zauważamy jakiegoś cywila, chodzi od wagonu do wagonuoś obwieszcza. Okazuje się, że to tutejszy ksiądz zaprasza nabożeństwo czerwcoweszę Świętą za powracających godzinę 1700. Wszyscy chcą iść, lecz nie można wagonów zostawić bez żadnego dozoru. Ustalamy, że zostanąsoby dorosłe, które pójdą jutro Mszę poranną, jako że jutro jest niedziela. Reszta nie idzieędzi do kościoła jak skrzydłach. Po sześciu latach poniewierania naszą godnością, wysłuchiwania okropnych przekleństw, prawie zwierzęcego poziomu życia, gdzie największą troską było zdobycie jakiegoś żeru, będzie okazja wznieść się myślą ku niebiosom, uczestniczyćfierze Świętej, wyśpiewać swoją nędze Matce Boskiej, podziękować za powrót. Wchodzimy całą gromadą do kościoła to nic, że brudni, oberwani, zawszeni. Ludzie ustępują miejscaawkach, podają zawiniątka, przeważniehlebem, wciskają do rąk pieniądzeościele jeden szlochiedy kapłan wygłasza słowo powitania, niektórych trzeba wynosić lub wyprowadzać, gdyż nie wytrzymują napięcia. Podobno takie sceny rozgrywają się tutaj codziennie nie jesteśmy wyjątkiem, czyli to jest normalna reakcjaiedzielę po południu zostajemy zapędzeni do wagonów, te zamkniętoozpoczyna się odprawa graniczna. Do kolejnych wagonów podchodzi grupa złożonaunkcjonariuszy straży granicznejhyba urzędników. Skrupulatnie sprawdzają nasze dokumenty repatriacyjne, ale tym nie koniec. Następna grupa penetrując wagony to celnicyługimi metalowymi szpikulcami, którymi kłują raz przy razie nasze nędzne bagażerzech osobnikówKWDtórych jeden trzymaęku elegancką walizeczkę. Pada pytanie zołoto jest? Nasze panie mają kolczykiszach, niektóre obrączki palcach; podarowany złoty krzyżyk szyi. Rabusie mają doskonały wzrok, dostrzegli te przedmiotyatychmiast żądają deklaracji wjazdowej świadczącej, iż przedmioty te zostały wwiezione do ZSRR drogą legalną. Inaczej należy je oddaćrzewrotności ludzka! Czy można perfidniej zakpićudzi? Wszyscy zaczynamy tłumaczyć, że nie wracamy przecieżycieczki, że byliśmy deportowani przemocą, żeeklaracjach nie było nawet mowy. Próżne gadanie władza stosuje samoobsługę. Wyjmuje złote kolczykiszu Stefanii Węgrzynowiczowej, Józefy Chrościelewskiej, obrączkęalca mojej ciotecznej siostry Pawci Puksztynowej. Puksztynowa tłumaczy, że ślubna obrączka to pamiątka od męża, który został powołany do Armii Kościuszkowskiejosłany front, że być może zginął, nie od niego wiadomości. Nie robi to wrażenia rabusiach jedenich kpiąco odpowiada że jest jeszcze młoda, znajdzie drugiego mężaędzie miała nową obrączkę. Mnie zdjęlizyi pamiątkowy złoty krzyżyk łańcuszku. Zagrozili, że jeszcze wrócą, zrobią rewizjęeśli znajdą jakieś złoto, powiozą nas skąd wracamy. Wszystkie przedmioty wrzucili do prawie pełnej walizeczki, od której aż łuna bijeoszli do następnego wagonu. Tak to władza sowieckaajestacie prawa dopełniła rabunku Polakachrogu Ojczyzny. Odarli nasodzinnych pamiątek, które zachowały się jedynie dlatego, żeołchozie nie było nie amatorów nawet za bezcen. Ktozasie głodu zamieni kromkę chleba grudkę złota? Jedynie mojej udało się ukryćrzewieźć trochę biżuterii nie naszej, lecz Gienka Tychanowicza, były to pamiątki rodzinne. Mama przezornie schowała jeydrążonym sucharzeształcie bułeczki, zasklepiła miękiszemrzuciła do workaucharami, wcześniej oznakowawszy. Wreszcie, po dopełnieniu formalnościokonaniu rabunku, pociąg ruszadążamy do wytęsknionej, wypłakanej Ojczyzny. Rzeka Bug jest kresem naszej katorgi za nią polskie, najmilsze sercu krajobrazyerespolu polscy celnicy już nas nie kontrolują, wiedzą zapewne, że zrobili to perfekcyjnie ich sąsiedzi. Pociąg zatrzymuje się dopieroukowie, wysiadamyagonów, prawie wszyscy klękają, gdzie popadnieałują umiłowaną ziemięukowie otrzymujemy pierwszą skromną pomocURam też segregują nas według miejsca zamieszkania lub wyboru. Namawiają gorąco tzw. Ziemie Zachodnie, leczugustowakolic nikt nie wyraża chęci. Przeważnie jadą Polacy mieszkający przed wojną za tzw. linią Curzona, czyli ziemiach, które wspaniałomyślna dwója podarowała lekką ręką Stalinowi. mieszkańcy dawnego województwa białostockiego, upychamy sięagonach, które pojadą do Białegostoku. Pociąg jedzie wolnoy, młodzież wymyślamy sobie zabawę. Wyskakujemyagonówdziemy pieszo obok torów, nie odstając ani krok. Wreszcie Białystoka kalendarzu 24 czerwca. Już pachnie domem rodzinnym, chociaż to jeszcze 100km od niego. Ale co to znaczy wobec tysięcy kilometrów? Wyładowujemy się rampie towarowej, skąd ciężarówki dowożą nas ul. Lipową naprzeciw szpitala garnizonowegorzucają pod gołe niebo przed PUR-em. Do dyspozycji jest jeszcze mała oficyna, gdzie wszystkie pomieszczenia, łącznieorytarzem, zastawione są piętrowymi łóżkami. Nocują małe dzieciatkami oraz ludzie starzy. śpimy pod