Noclegi Augustów Jezioro Neckover

Noclegi W Okolicy Augustowa

Nibylandii nie alkoholowy ciąg bohater dobrego ile zmieniło może realistyczną Łodzi, Sieradza, Piotrkowa Trybunalskiegonnych miejscowości. Po niespełna 12 dniach zaczęło się bombardowanie miasteczkakolic. Napłynęło sporo policjioznańskiego, którą postanowiono zakwaterować przy posterunku miejscowej policjiakiej sytuacji wymówiono lokaleusieliśmy wynosić się, gdzie kto mógł. spakowaliśmy tłumoki, załadowaliśmy je plecydaliśmy się za rzekę do wioski oddalonej od miasteczka km. Przyjął nas do stodoły dosyć miły gospodarz, który chętnie sprzedał trochę ziemniaków, mlekailka kurczaków. Gotowaliśmy ognisku nieopodal, takim ugorze. Spaliśmy wszyscy, łączniealeństwem siostryąsieku sianie. dzieciom zdarzyła się wspaniała okazja wyszukiwania piaszczystych nieużytkach wszelkiej amunicjizasówzej wojny światowej poczynając od kulek karabinowych do pocisków armatnich. Mieszkańcy wioski znali te miejscaaczej je omijaliam byłoo graj. Nie wiem, jak długo trwałoby to, gdyby nie bardzo przykre zdarzenie. Otóż pewnego razu przyszedł do naszego gospodarza sąsiad, chyba Ukrainiec. Nas, dzieci, nie było ten czasbejściu. Siostrazieckiemężem poszli do miasteczka po zakupy, mama czuła się niezbyt dobrzeeżałaąsieku sianie. Mimo woli podsłuchała rozmowę tego Ukraińcaospodarzem. Rozmowa była prowadzonaęzyku białorusko-ukraińskim. Sąsiad zapytał najpierw gospodarza, czyiego rzeczywiście przebywają „pany Ten powiedział, że „chiba nie Następne pytanie było bardziej dociekliweiaryny ani majut„Majut padła odpowiedź„Tak oni panyado ich rezati Gospodarz mitygował narwańcaawet go wstydziłen upierał się przy swoimie przekonany poszedł do domu, klnąc, czym świat stoi„polskiech panowwego sąsiada. Kiedyołudnie zebraliśmy się wszyscy skromny posiłek, tłumoki były już pozwiązywanerzerażona mama ponaglała nas do pośpiechu. maluchom, nie wyjawiła przyczyny tak nagłej decyzji. Wtajemniczyła jedynie siostrę Irenę, jej mężaajstarszego brata Gienka. Powtórzyła się „pielgrzymka” sprzed kilku dni, tylkodwrotnym kierunku. Sytuacja stała się niebezpiecznaawet groźna, kiedy Żydzi ostrzelali policję poznańskąarabinów maszynowych umieszczonych synagodze. Od ostrzału zginęło kilka osób, kilkanaście było rannych. Tej prowokacji policjanci nie puścili płazem. Szturmem wdarli się do synagogi, stamtąd strychaczęło się mordowanie. Dopiero delegacja starszyzny żydowskiej, która potępiła wybryk grupy „chasydów odżegnując się od nich, zdołała jakoś załagodzić konflikt. Mama moja, już raz przerażona, postanowiła za wszelką cenę opuścić Lubieszów. Nie było to takie łatwe, gdyż ze światem łączyła to miasteczko tylko wąskotorówka zapchana do granic możliwości, gdyż zaczęła się prawdziwa „wędrówka ludów Jednak udało się przekupić konduktora ładną sumką, ulokował on naszą dziewięcioosobową rodzinęśmioosobową Borawskichaczekagoniku konduktorskim, poinstruował, jak mamy siedzieć, aby nie wykoleić wagonikuyruszyliśmy ciuchcią do niezbyt odległego Kamienia Koszyrskiegootem dalejieznane. Zanim to nastąpiło, musieliśmy jeszcze najeść się strachuowodu tubylcówie tylko. Kamień Koszyrskirześciemugiem łączyła już prawdziwa kolej, aleostaniu się nią nie można było nawet marzyć. Kamień Koszyrski byłym czasie prawie „Mekką” dla żołnierzy wszelkiej formacji, dla niedobitkówozbitków wojennych. błoniach wokół stacji kolejowej biwakowało bardzo wiele wojska, jak również ewakuowane magazyny wojskowe żywnościowe, odzieżowe, arsenały broni, amunicji, worki banknotów. Wszystko oprócz amunicji palono dzieńoc stosach. Tabory wojskowe, konie, furmanki, taczanki umieszczone byłyzadkim, brzozowym zagajniku. Kawę żołnierską suchary, konserwy mięsne magazynierzy dawali dzieciom, ile tylko kto mógł unieść. Kręciliśmy się po całym błoniu wypatrując, gdzie by wpaść jakieś smakołyki. Matki naszeym czasie udały się do majora dowodzącego taboramia niezbyt wygórowaną cenę kupiły po jednej furmance drabiniastej zaprzężonejednego konia. Natychmiast mój brat Gienekego rówieśnik Mietek Borawski podjechali pod płot, gdzie były nasze toboły oraz siostra Irenaarysiązwagier Witek, szybko załadowali ten skromny „dobytek” wozy, ale nie od razu mogli odjechać. Najpierw trzeba było zegnać do gromady nas, dziewięcioro „wrednych bachorów Nie było to łatwe zadanie, bośmy rozproszyli się po okolicy fasując, co się dało, nawet krótką broń. Dostało się za nią, oj dostało. Wreszcie udało się wyruszyć po południutronę Kowla. Drogi ówczesne Wołyniuolesiu były okropne. Bitych prawie nie byłostniejące zapchane były wszelkim sprzętemciekinierami do granicy rumuńskiej. Piaszczyste gościńce wskutek długotrwałej suszypałów tak rozjeżdżone, że koła po osie grzęzłyiasku. Do Kowla nie dojechaliśmy, zawrócono nas wpół drogiazano wracać do Kamienia Koszyrskiego. jednak wybraliśmy kierunek Ratno. Niedaleko ujechaliśmy, kiedy ziemia zatrzęsła się od detonacji kierunku Kamienia Koszyrskiego pojawiły się kłęby dymuuny pożarów. To już nie Niemcyowieci pacyfikowali miasteczko za to, że marynarze białej floty Pińskiej ostrzelalirzeddzieńarabinów samoloty sowieckie krążące nad błoniami. Od uciekinierów, ocalałychasakry, dowiedzieliśmy się, jakie piekło rozpętali sowieciiasteczkua błoniach, gdzie znajdowała się masa polskich żołnierzy. uniknęliśmy tego, gdyż wyjechaliśmy kilka godzin przed nalotami. Tak to rozpoczęło się „wyswobadzanie” polskiego narodu „jarzma burżujów, krwiopijcówyzyskiwaczy” dzięki „ojczulkowi Stalinowirawdę mówiąc, był to koniec mojego, naszegoysięcy naszych rówieśników, dzieciństwa. Jeszcze wówczas nie zdawaliśmy sobie sprawy, ale późniejsze tragiczne przeżycia, nie miarę dziecięcych sił, psychiki, możliwości, uzmysłowiły to definitywnie. Podróżamienia Koszyrskiego do Augustowa trwała całe dwa tygodnieyła jednym