Ich wykonanie potrafi i nie określoną sandlera i sukces królowej tatuś, ale masz ładne serduszko kolanieak wielka niewiadoma co do nowego kształtu prawego kolanaego blizn. Mam nadzieję, że niedługo limit mojego pecha się wyczerpieowyższa zdolność wcale nie będzie potrzebna Zaczynając od początku, czyli pierwszego sektora startowegotórym się znalazłem Zostałem wyczytany, pełnoprawnie wlazłemśród samej elity MK stałem sobiełońcu, czekając start. Nie opóźnionyprawny, trzeba dodać. Oczywiście początku zostaje trochęyłu, trochę asekuracyjnie jak to zwyklenie bywa, bez przepychaniapecjalnej walkirugiej linii spadłem gdzieś do czwarteja pierwszy wirażewosfalt tak po wewnętrznej wszedłem. Czołówka nie rozciągnęła się od razuupą jechaliśmy. Zakrętrawozutrługa prosta. Ogień od razurochę rozciągnięcia. już powoli walkaozycję. Cały czas gdzieś trochęyłu, ale mam kontaktzołówką. razie wszystko nogi podają, serce wytrzymuje, tętno pod 190, ale dobrze się jedzie. Trochę pyłurz dławi. Przejeżdżamy przez miejscowość Gruszki, zaraz mostek przez rzeczkęierwszy delikatny podjazd którym deptam pedałyrodkiem wyprzedzam kilku zawodników. Wjeżdzamyasobi się chłodniej, podłoże bardziej stabilne, szerokorosto. Można grzaćormuje się grupa zawodnikówtórymi jadęasadzie do końca. Obok mnie czerwono-czarno od koszulek ze Sprintu. Jest Groszek, Izzy, Krzysiek, Michał, Marekeszcze kilku. razie współpraca idzie dobrze, trochę jeszcze ciasnoymijania słabszych zawodników, ale widać że „idzie Gdzieś dopiero tutaj po kilku kilometrach zauważam, ze odczyt Garmina mam, ale zapisu już nie. Zapomniałem włączyć start mecie Ok 10 km trafiam Saszę… zerwany łańcuch. Trzymaęku swoje wiszące nieszczęścieołakuwacz. Nie mam ani skuwacza, ani spinki więc jadę dalej. Później okazuje się, ze Boguśółmaratonu mu pomógł oddając skuwaczasza 25 minut się pierniczyłańcuchem. Taki lajf, też chłopym sezonie pecha On dla odmiany sprzętowego Wpadamy grupą przewężenie, trochę chaszczy, jakieś małe drzewka. Ktośrzodu utyka, ktoś się kładzie, wymijam ich lewą stronąychodzęrzodu. Obracam się, grupa się trochę przerzedziła. Zostało większość Sprintu, kilku chłopaków odpadło. Jedzie nas dziesiątka. Dluga prosta, jestem trochęyłu. Przed nami 100 metrów jest grupa zawodników. Widzę Kambetnów kilka koszulek ze Sprintu. Ciężko idzie doganianie. Wyskakuję przód wymijając naszą kolumnęrawej, naciskam pedałyaję mocną zmianę. Jak się później okazuje zerwałem chłopakówedwo mnie dogoniliopadam tą grupę, jest Tomek ze Sprintu, Jacekartekambetu. Wielkie zdziwkoojej strony, jeszczeiększościąich nigdy nie jechałem, byli poza moim zasięgiemu doganiamadę razemimi. Wowa grupa formuje sięostajeasadzieiezmienionym składzie do końca maratonu. Kogoś jeszcze połykamy, ktoś do nas dochodzi Trochę dziwnie grupa pracuje. Ciągnie Tomekarol głownie, reszta rzadziej wychodzi. kilka razy naciskam, tętno idzie pod 190ak trzymam kilka minut. Wracam do tyłu, jadę rekreacyjnie 155. Groszekyłu woła „dawać chłopy, zaraz zasnęiego tętno 140a jedynym kawałku asfaltu, długa prosta później przechodzizutr, znów dociskamychodzę prowadzenieyłu tylko słyszę„Ptaq szosowiec No co zrobić, taką mam charakterystykę, mogęmiem pociągnąć mocno prostej, więc daję mocnood koniec dystansu zaczyna mocnoaszym peletoniku udzielać się Marcinorrado. Daje zmianyiągnie grupę. Też zaskoczenie, nigdy go tak wysoko nie widziałemie podejrzewałem, że może tak mocno jechać. już trochę wypluty jestemawet jak starałem się dać zmianę, to nie była już tak mocna jak początku. Raczej więc jadęrodku stawkibliża się koniec maratonu. Ostatnie dwa kilometry przed metą, ostatni kilometr szutru przed wjazdem asfalt. Doganiamy jeszcze ŻebraBR, WiktoraKSawłaambetu, nie wytrzymali do końca tempa pierwszej grupy. Robi nas się więcejagle… tumult, trzask, ktoś lecirzede mną fika rowerie mam szans już go wyminąć. Lecę przez kierę prostoęceolana… ehhh. Już się witałemąską, już byłemgródku. Wściekły jestem, szybko wstaję, sprawdzam czy wszystko rower cały, wszystko miejscu. Kolana obdarte, ale adrenalina działa, razie nie czuję bólu. Wskakuję rowerapierdzielam ile siłogachraksie uczestniczył jeszcze Żeber, który jest przede mnąacekambetu, który dłużej się zbieraostaje za mną. Najbardziej ucierpiał Marcinorrado, który jako pierwszy leżałej kraskie którego rower się wywróciłem. Żebra doganiam asfalcie, jeszcze przed zakrętem do mety. ostatnią prostą wpadam pierwszy, ale Żebra nie udaje się odkleić. Ma sił więcejiniszuje pierwszy odrywając się ode mnie kilka metrów. Dalej wjeżdżam samotnie, za mną Jacekóźniej poobijany Marcin. Stracona minuta, być może także podiumategorii. trzecim miejscu wylądował Groszek, czwartym Michał ze Sprintu. Trudno szacować jak by się finisz między nami rozegrał, ale miałbym przynajmniej szanse go zaliczyć nimi powalczyć Aleak pojechałem życiówkępen 24 miejsce kategoriiinut straty do zwycięzcy54 punkty do klasyfikacji Wielkie dzięki dla chłopaków ze Sprintu, Kambetunnychtórymi jechałem. Dla mnie to wielki honorrzyjemnośćami jeździć. Szczególnie, że początku sezonu nawet nie mogłem marzyćspirować do jeżdżenia właśnieym kawałku peletonu. Mam nadzieję, że do czegoś teżym kawałku peletonu się przydałemrobiłem swoje, miarę moich możliwościobota, 22 czerwca 2013 Komentarzeresowyrohiczynie nowa miejscówkaym roku. Wielka zagadka. Niby być płasko, ale nadburzańskie skarpy mogą dać namość wiemy to po zeszłorocznym Mielniku. Trasa to