Pociechami silnym inwazją kosmitów twórcy stawia piwko i innych przebijające niemca bałtyckiego. Do Rygi jego miejsce nadesłano jakiegoś ponurego moskalatórym mieliśmy tysiące przykrości; był to typowy cham bez cienia poczucia humoru. Po krótkim pobycie gubernator Zwiegincew wyrzucił wreszcie tego pana ku zadowoleniu całego miasta. Bawiliśmy się doskonale, alerodze powrotnej do stacji kolejowej zły los chciał, abyśmy nosos spotkali sięaszym przyjacielem policmajstrem. Zatrzymał koniaozdrowiwszy nas spytał co robimyieście. Dowiedziawszy sięrodzinach Władka wyskoczyłowozu, rozstawił ramionaawołał No panowie, co za okazjaa muszę ufetować jubilata, proszę do mnie kieliszek wina. Tłumaczyliśmy, że musimy wracać do Politechniki takich rzeczy mnie staremu nie gadajcie aresztuję was wszystkichroszę ze mną do mieszkania. Nie było rady, musieliśmy ustąpić przed siłą. Nie będę opisywał szczegółów przyjęcia. Przez całš dobę korzystaliśmyego gościnności, świetnej kuchninakomitych trunków, któremi nas częstowałopiero dnia następnego, pół przytomni odprowadzeni przez naszego gospodarza znaleźliśmy się stacji kolejowej. Jedenas koleganiej wytrzymały trunkioce bezsenne, zasnął natychmiast nie doczekawszy nadejścia pociągu. Nie mogąc go dobudzić, zdecydowaliśmy oddać pod opiekę bagażowego. Wsunęliśmy mu kilka rubli poleciwszy nakleić tym żywym bagażu kilka nalepekodzaju Szkło ostrożnie nie przewracać Ostrożnie towar łatwo psującymieściliśmy naszego przyjaciela wśród kufrówalizekagonie bagażowym. Usadowiliśmy sięarezerwowanym przez policmajstra przedzialeasnęliśmy niebawem. Wejście bagażowego przerwało sen Tak panowie, nie wiem co robić, wasz towarzysz mocno szumiałasuje Hałasuje? Co doprawdy, proszę trzymać jegoamknięciu, on jest pokąsany przez psa wściekłego, zapewne dostał atakuoże pokaleczyć Wot tak sztuka rzekł bagażowy chwyciwszy się za głowę trzeba zawiadomić naczelnika następnej stacji. Pociąg zatrzymał się stacji Ołaja chwilę wagonie ukazała się czerwona czapka zawiadowcy Co słyszę panowie, tamagonie wściekły człowiek Tak jest zawołaliśmy chórem nie tylko wściekły, aleiebezpieczny trzeba zatrzymać pociągawiadomić Rygęakim chorym nie szutek Nie przeczuwaliśmy niestety, że cała sprawa przyjmie dla nas bardzo nieprzyjemny obrót. Gdy pociąg nasz wtoczył się stację końcową, tzw. Dworzec Mittawskiydze, ujrzeliśmy peronie zawiadowcę stacjitoczeniu żandarmów kolejowych, doktorailku tragarzy. Zobaczywszy co się święci wyskoczyliśmy pospiesznieociągu aby zdążyćomocą nieszczęsnej ofierze naszego głupiego żartu. Tymczasem zawiadowca uszykował tragarzy. Do drzwi bagażowych przywiązano linkęa komendę żandarma odsunięto drzwi. Gdy się jednakzczelinie ukazała niegolona, czerwonaburzenia głowa naszego przyjaciela, żandarm kolejowy co prędzej kazał zasunąć drzwi nowo. Podeszliśmy do naczelnika tłumacząc, że to był tylko żarte kolega nasz jest zdrów Panowie nie mówcie, czdora głupstwa sam jego widziałem, widno czto bieszennyj rzekł naczelnik Wprost widać, powtórzył, chce rzucić się ludziokąsać. Nie pomogły żadne interwencjeaszej strony, przeciwnie, wpadliśmyodejrzenie, że chcemy ukryć chorobę. Po krótkiej naradzie zdecydowano otworzyć drzwi od wagonu, wypuścić wściekłego peronkrępować sznurami. Ustawiono tragarzy półkolem No rebiata, chłopcy, raz, dwa, trzy, otwierajcie zawołał zawiadowcatwartych drzwiach ukazała się wściekła naprawdę fizjonomia naszego kolegi, wyskoczył peron, ale nim zdążył otworzyć usta skrępowano go linkamiimo protestówzamotania odniesiono go do ambulatorjum kolejowego. Co potem było, co było? Sprawa znalazła się przed trybunałem Senatu Uniwersyteckiego. Przewodniczącyędziowie utknęli nosyapierachrudem utrzymując powagę. Sala natomiast trzęsła się od śmiechu. Śmieli się świadkowie, śmieli oskarżyciele, śmieli się sami podsądniajwiększa wesołość ogarnęła publiczność, która tłumnie napłynęła te jedynewoim rodzaju widowisko. Wyrokiem Senatu skazano nas, nie wyjmując poszkodowanego, odsiedzenie dobyarcerze politechnicznym. Odsiedzieliśmyowarzystwie wściekłego całą dobęej szacownej instytucji. Czas schodził graniurydżaorzystaniubfitych zapasówapoi nadesłanych biednym, niesłusznie skrzywdzonym ofiarom, przez panieilisterji. Gdymwadzieścia lat po tej przygodzie odwiedził za bytnościąydze naszą dawną uczelnię, nasz stary pedel ucieszył się serdecznie mój widok Jakie to były te nasze czasy, jakie dobre czasy; przecież pan był jednymstatnich prawdziwych burszów, którzy odsiadywali karcer pamięta pan Obecna młodzież to do niczego dodał machnąwszy ręką. Mieczysław Jałowiecki Teksty fil. Jałowieckiego wybrało druku przygotował kol. Wojciech Sława Darkiewicz Życie matki. Był przełom lat dwudziestychrzydziestych. Ala Deskur kończyła szkołę średnią. Oczywiście pensję. Pensja Królowej Jadwigi mieściła siębiegu Alej Ujazdowskichlacu Trzech Krzyży, zaś Ala mieszkała wrazodzicami przy Hożej 28 więc do szkoły nie miała dalekoodziennie wędrowała pieszo. pensji panowała surowa dyscyplina więc Ala musiała dygać ilekroć korytarzu spotykała przełożoną. Jej ojciec, Henryk Deskur był radcąinisterstwie Komunikacji Ministrem był wtedy inżynier Alfons Kuhn. Pan radcaażdą sobotę brał do ręki hebanową laseczkę ze srebrną rękojeściądawał się bridgeo swoich przyjaciół Kazimierzaronisławy Natansonówleje Ujazdowskie 28 Przysługiwał mu też ogromny srebrny, służbowy zegarek zwany cebulą który nosiłieszonce kamizelkiygodniu Tatek miał jednak zawsze czas dla swojej rodziny. Matka Stefaniaołowskich była kobietą bardzo piękną; posiwiała jużwudziestym roku życia ale wtedy paniowarzystwa nigdy nie przyszło by do głowy by farbować włosy. Pilnowała, byodzinie panował religijny nastrój. Przez cały maj odmawiali wspólnie, przed ołtarzykiem litanię do Matki Boskiejiedzielę chodzili Mszę Św. do parafialnego kościoła Św. Aleksandra Plac Trzech Krzyży. Oboje rodzice mieli niesłychanie bliski kontaktziećmi, ale byli surowiymagali dyscypliny. Wszystko więc odbywało sięentrum Warszawy. Może za wyjątkiem wakacji. Wakacje Ala Deskur spędzała od latajątku Sancygniów koło Działoszycieleckiem, należącym do krewnych jej ojca, Andrzejatanisławy Deskurów, zwanych Stryjem Jędrusiemiocią Staszka. Była piątka dzieci, jeździło się konno, brało udziałolowaniachczestniczyłoniwach, jeżdżąc po polach linijką. Wspomnienia zostały całe życie. Czasem jednak cała rodzina udawała się do wód. Były wyprawy do Krynicy gdziepacerach po deptaku towarzyszyła ukochana czarna jamniczka Zulunia. Chyba był też Rymanów931 Ala Deskur zdała maturę nagrodę brat jej matki, Ksiądz Stanisław Wołowski zwany Stryjkiem Stasiem zabrał ją we wspaniałą podróż. Był to dziewiczy rejs Batorego, podróż Po słońce południa. balach kapitańskich tańczyłaelchiorem Wańkowiczem Zahaczyliarokko, więc byłyielbłądyóżowe mrożone wino, które tak cudownie szło do głowy. Po powrocie