Ludzi nowojorskiej ( dlatego towarzyszy dance we drink rolę odklejonej zjawi drugi dzień to było jego wówczasg. Bochenki ważyły pog ale Marusia nigdy nie odkroiła od bochenka ani kromki, nie wiem jak wychodziła swoje. Po ten bochenek chlebatóregoa nie odkrajałam ani skibki, przychodzili mój brat Walekienek Tychanowicz. Któryśich chował go głęboko za pazuchęędzili lotem błyskawicy do domu. Mówiła dużo później mama, że nigdy nie donieśli bochenka nie napoczętego, głód był silniejszy od wszystkiego. żywiłam się kisielem ze zdobycznego owsaapijałam się mlekiem, od marca zaczęły cielić się krowyoskwa zezwoliła mleko przeznaczyć zbiorowe żywienie. Często chłopcy przynosili jakieś naczynie, pożywili się mlekiem. Taki trwał do początku maja, czyli zasiewówym czasie zamieszkałamorochowejo pracy przeniesiono mnie do traktorowej brygady. Jaeszczeziewczyny, dwie Rosjankiiemka Maryja Szyling, pracowałyśmy tzw. scepieuże siewniki przyczepione specjalnym urządzeniem do traktoray jako obsługa siewników. Sypałyśmy zboże do pojemnikówilnowaliśmy dysków aby się nie zapychały. Praca trwała 12, 24 godziny sytuacji podbramkowej nawetoby bez snu, odpoczynku. Jedzenie dowożono miejsce. Trzymałam się kurczowo tej pracy, mogłamocy uszczknąć trochę zbożarzygotowane wcześniej torebki, schować jeiołunieiedy mieliśmy kawałek nocy odpoczynek, pozbierać, zsypaćedną torbę, zanieść do domuo rana wrócić „posterunek Niestety, przeliczyłam się ze swoimi możliwościamiewnego wieczoru, po nieprzespanej, pełnej stresu nocy, zwaliłam sięógiewnika również. Maryja narobiła krzyku, zaczęto mnie cucić, zawieziono kwaterę, gdzie przespałamoby nie otwierając oczu. Szybko doszłam do siebienowu do pracy nie siły 17-letniej dziewczyny. Tego jednak wymagała nad wyraz ciężka sytuacjazisiajerspektywy prawie 60-ciu lat, mogę stwierdzić, że dzięki temu jaoi najbliżsi przeżyliśmy ten straszny okres, nie zmógł nas tyfus, który pochłonął tyle istnień ludzkich. Byliśmy niedożywieni, często głodni, ale do najgorszego nie doszło. Dzisiaj nie żałuję tych nieludzkich wręcz zmagańędzą, głodem, strachemdyby przyszło jeszcze raz żyć, postąpiłabym tak samoawale pracy rzadko kiedy wpadałam kwaterę, tylko czasami udało się przenocować. Gorochowa, moja gospodyni, była bardzo dzielną kobietą. Pomimo przeżytej tragedii, zdana tylko siebie, twardo stąpała po ziemi. Najstarsza córka Hela, prawie dorosła dziewczyna, oraz trochę młodszy od niej syn Żenik pracowali już, matka woziła chlebentrali czyli Tarangułu młodzi chłopcy Wincuś, pupilek matkinton ganiali po wiosce. Nie wiem, dlaczego matka nie posyłała ich do szkoły. Wszyscy byli wyznania prawosławnegoatka zawszeiedzielę rano czytała po rosyjsku pismo św które strzegła jak najświętszy skarb. Omal nie przeżyła drugiej tragedii, kiedy Wincuś miał potężny wrzódardle, który byłby go zadusił, gdyby nie pomocimna krew sąsiadki, Rosjanki. Dzieciak cierpiał straszliwie, wychudzony, odwodniony, dusił się już siedząc posłaniu otoczony poduszkami. Zgromadziliśmy się wszyscy, przy łóżku rodzina, stałam trochę dalej, matka zalewająca się łzami czytała modlitwę za konających. ten moment nadeszła sąsiadka, młoda kobieta, żona traktorzysty Podolkina. Popatrzyła konającego, matkę, odwołała ją od łóżka, coś poszeptałayszła. Wróciła bardzo szybkouteleczkątórej miała odrobinę spirytusuiodem czarną godzinę. Wytłumaczyła matce, że dziecku nic już nie może zaszkodzić, jestgonii, trzeba jednak zaryzykować. Nalała trochę płynuużą łyżkę, matce kazała podważyć nożem kurczowo zaciśnięte zębylała zawartość do ust chorego. Reakcja była błyskawiczna, chłopak podskoczył poduszkach, jak gdyby zakrztusił się, zacharczałoniec. Byliśmy pewni, że już skończyło się jego cierpienie, że zmarł, matka odmawiała modlitwę za zmarłegoagle nieoczekiwanie porwały go torsje ust wytrysła fontanna krwiopy. Podolkina, która nie straciła głowy, przechyliła dzieciaka do przodu, ścisnęła mocno za głowęrzymała, aż zeszła pierwsza porcja ropy. Kazała matce dać ciepłego mleka, które łyżeczką wlewała do usten sposób wypłukała mu usta, przełykać jeszcze nie mógł. Całą nocastępny dzień do południa dzieciak był jakbyetargubudziwszy się poprosił pić. Przez cztery dni matka poiła go jedynie mlekiemrzegotowana wodątan jego wyraźnie poprawił sięoygodniach doszedł do zdrowia. Tak to wyglądały metody leczenia, trzeba było czasami chwytać się skrajnych środkówzekać skutki albo-alboawsze było to, co Bóg dałowchozie przeszłam wszystkie stopnie „awansu poczynając od pracyborze, sianiu zboża, koszeniu siana, zboża wszelkie możliwe sposoby. Kiedy zaczęły się omłoty kombajnem, trzeba było „zadbaćgromadzenie jakiegoś zapasu zboża. Umówiłyśmy sięaruśką Czesnakową że zrobimy wieczorem wypad do kombajna, którego pilnowałłaściwie spał przy nim słomie, stary, głuchy Kazach Nurżan. Wszystko poszło pomyślnie, przytachałyśmy po około 40 kg zboża każda. zostawiłam swojeieni, za kufrem gospodyni, położyłam się spaćano, zanim wstałam, już po